Przedwczoraj wybrałam się na przedstawienie Ramila w Delhi.
Każda szanująca się społeczność organizuje własne przedstawienie, ja byłam pod Czerwonym Fortem na głównym Leela Maidan, gdzie codziennie odgrywany jest inny fragment Ramajany.
Cała zabawa będzie miała kulminację w dniu Dussehra, w tym roku 22 października.
Atmosfera jak na jarmarku, mnóstwo ludzi, strzelnice, odpustowe gadżety, w tym oczywiście łuki i strzały Ramy oraz miecze Ravany, diabelskie koła i inne karuzele i „rollercoastery” w lokalnym wydaniu.
Stragany z jedzeniem uginały się od pyszności wszelakich. Na mnie największe wrażenie estetyczne zrobiła produkcja rumali roti – dużych i cieniutkich jak chusteczka (rumali) placków.
Miałam zamiar napisać „jak chusteczki do nosa”, no ale przecież Hindusi smarkają bez użycia dodatków, ot zręcznym gestem regulują otwór dziurki w nosie i wystrzykują smarki przed siebie, a chusteczka służy raczej do ocierania kropli potu z czoła.
ZOBACZ FILMIK jak sie robi rumali roti
Smakowo natomiast urzekły mnie kulfi, czyli miejscowe lody zeskrobywane z walca.
Najzabawniej było w charakteryzatorni.
Wybraliśmy się z grupką kilkunastu osób, w tym dwójka z Polski, reszta Hindusi.
Oczywiście super było pokręcić się wśród aktorów przygotowujących się do występu (przedstawienie miało się zacząć o 19.30, ale o 21.00 panowała tam rozluźniona atmosfera, jeszcze nawet nie wszyscy mieli na sobie całe kostiumy). Nie było tłumów, bo wstęp był ograniczony, można było swobodnie fotografować artystów. Tylko, że po krótkiej chwili okazało się, że to my, zagraniczni turyści, jesteśmy atrakcyjniejsi od aktorów, i to z nami wszyscy chcieli sobie robić zdjęcia, z aktorami włącznie.