Momo, pierożki tybetańskie, w ojczyźnie Dalajlamy tradycyjnie robi się z mięsem jaka, albo z nadzieniem wegetariańskim. Tybetańczycy na uchodźctwie, w Indiach i Nepalu, nadziewają momo mięsem bawoli, kozim a także kurczakiem, wieprzowiną i warzywami.
Momo gotuje się na parze, można też spotkać smażone w głębokim tłuszczu, ale te na parze są zdecydowanie bardziej popularne.
Oto prosty sposób na przygotowanie himalajskiego przysmaku w domu, przy założeniu, że i tak nie uda nam się „podrobić” w sposób doskonały pierożków, jakie dostaniemy w pierwszej lepszej przydrożnej knajpce w Nepalu. To kwestia smaku mięsa, jarzyn i przypraw, który wcale nie jest identyczny pod każda szerokością geograficzną. To także kwestia noetyki, a mówiąc po prostu: energii i wibracji miejsca, które sprawiają, że kwaśnica najlepiej smakuje na Podhalu, a momo w Himalajach.
Składniki:
Ciasto:
Woda i mąka
Farsz:
Dowolne mielone (surowe) mięso (kurczak, wieprzowina, wołowina, a najlepiej kawałek zmielonego jaka),
Czosnek,
Imbir świeży,
Zielone chilli (jak nie ma to można w zalewie, a ostatecznie sproszkowane czerwone, bo takie najłatwiej dostępne, a chilli musi być i już),
Cebula i cebulka dymka (dla koloru i aromatu),
Mielona kolendra,
Sól,
Trochę oleju lub rosołu (ostatecznie, acz niechętnie, może być z kostki)
Garam masala
Jeśli chodzi o proporcje to na około 500 g mielonego dajemy 1,5 łyżeczki kolendry, 2 łyżeczki garam masali, łyżka stołowa zmiażdżonego lub posiekanego imbiru, duży ząbek rozdrobnionego czosnku, jedna średnia cebula, kilka dymek, dwa strączki chilli, 2 łyżki oleju lub rosołu. Tego lub tamtego można dodać więcej lub mniej, to kwestia indywidualnych upodobań. Nie istnieje jeden jedynie słuszny przepis na momo, podobnie, jak nie ma jednego jedynie słusznego przepisu na krupnik czy bigos.
Robimy ciasto z wody i mąki (ze szczyptą soli i paroma kroplami oleju lub bez szczypty soli i oleju, jak kto woli). Wyrabiamy do momentu, aż będzie gładkie i sprężyste (w miarę wyrabiania możemy dodawać wodę lub mąkę). Generalnie – ciasto ma przypominać ciasto pierogowe (to też kwestia smaku i tradycji, ja wolę ciasto miększe i bardziej delikatne, ale, jak kto woli twardawe, to jego wola). Gotowe ciasto przykrywamy, żeby nie obeschło i dajemy mu odsapnąć w czasie, gdy będziemy przygotowywać nadzienie.
Wszystkie posiekane, zmielone i zmiażdżone składniki farszu dokładnie mieszamy, próbujemy, dodajemy to czego nam w smaku brakuje (np. sól) i bierzemy się za nadziewanie i sklejanie.
Z ciasta wykrawamy albo wywałkowujemy krążki o średnicy około 10 cm i grubości takiej, żeby dało się je naciągnąć po włożeniu farszu (praktyka czyni mistrza). Na każdy krążek nakładamy farsz i zlepiamy. No, tak. Pieróg nie jeden ma kształt. Momo, z reguły przypominają małe tobołki i tak właśnie należy je wylepić, robiąc na czubku spiczastą antenkę, jak na berecie. To na zdjęciu poniżej jest już ugotowane.
Żeby momo ugotować zagotowujemy najpierw wodę w garze, potem umieszczamy w nim urządzenie do gotowania na parze, jakie kto ma, najlepiej bambusowy koszyczek, ale może być i zwykłe sito. Urządzenie owo smarujemy olejem, żeby pierożki nam się nie poprzyklejały. Wkładamy pierożki, przykrywamy i gotujemy około 5-7 minut (wyjąć jednego i spróbować). Podajemy najlepiej od razu, są najsmaczniejsze, z dodatkiem sosu chilli, sałatki z pomidorów, zielonej kolendry, albo jak kto lubi.