Tradycja używania kadzideł, jak większość tradycji indyjskich, sięga czasów pradawnych. Z Rigwedy i Atharwawedy wynika, że w czasach wedyjskich palenie ich należało już do kanonu zachowań rytualnych i społecznych. Dziś trudno sobie wyobrazić świat bez wonnych patyczków, które w różnych formach przewędrowały z Indii do innych części Azji, a obecnie używane są także na Zachodzie.
Pomysł na praktyczne wykorzystanie zapachu zrodził się w łonie ajurwedy, starożytnej acz wciąż żywotnej medycyny indyjskiej, a jego pierwotnym zastosowaniem było uzdrawianie. Do wyrobu pachnideł medycznych służyły starannie dobrane zioła, a ich produkcją zajmowali się wyłącznie święci mężowie i medycy. Wkrótce kadzidełka zaczęto stosować również w celu maskowania przykrych zapachów, poprawienia domowej atmosfery, ale także (a może – przede wszystkim) do uświetniania codziennych ofiar składanych bogom. Od kiedy bowiem zaniechano ofiar krwawych, wszystko, co ofiaruje się bogom ma charakter estetyczny i „czysty”. Kwiaty, owoce, ryż, mleko, masło i kadzidła zaspokajają boskie zmysły, a i wiernym jakoś przyjemniej w ukwieconych i pachnących świątyniach.
Tradycyjne indyjskie kadzidełka znane są pod nazwą agarbatti i wytwarza się je przylepiając wonne ingrediencje w formie gęstej pasty do cieniutkiego bambusowego patyczka. Podstawę kadzidlanej masy stanowi pył z węgla drzewnego oraz rozmaite lepkie substancje (żywice) otrzymywane z różnych drzew, a czasem miód. Przez długi czas najczęściej używaną żywicą była halmaddi z drzewa Ailanthus triphysa, jednak rabunkowe i nieumiejętne pozyskiwanie substancji niemal doprowadziło do całkowitego wyginięcia żywicznego gatunku, więc na początku lat 90-tych ubiegłego stulecia rząd indyjski całkowicie zakazał wykorzystywania halmaddi w produkcji kadzideł.
Po uzyskaniu odpowiednio gęstej i lepkiej pasty miesza się ją z wybranymi substancjami zapachowymi i „roluje” wokół bambusowego patyka. Inną metodą jest zamaczanie uformowanej pałeczki w płynnych esencjach zapachowych.
Na rynku możemy spotkać także kadzidełka w formie małych stożków i piramidek, produkowanych podobnie jak pałeczki, ale bez bambusowego rdzenia, a w praktyce rytualnej stosuje się również kadzidła „bezforemne” sypane bezpośrednio do ognia.
W dawnych dobrych czasach esencje zapachowe wytwarzano wyłącznie z naturalnych składników, a do najpopularniejszych zapachów należały jaśmin, róża, drzewo sandałowe, paczuli i mieszanki leczniczych ziół. Pierwsze kadzidła, te robione przez medyków praktykujących ajurwedę, powstawały w oparciu o ścisłe zasady. Dzielono je na pięć kategorii odpowiadających pięciu żywiołom: powietrza, ognia, ziemi, wody i eteru. Elementowi eteru odpowiadały zapachy pochodzące z owoców (na przykład anyż gwiaździsty), woda to łodygi i gałęzie (np. drzewo sandałowe i aloes), elementowi ziemi przyporządkowano zapachy korzenne (imbir, kurkuma), ogień był źródłem zapachów kwietnych, a powietrze tych pochodzących z liści (paczuli). Dziś wachlarz zapachowy indyjskich kadzideł jest przeogromny, tyle że większość produkowana jest z zastosowaniem zapachów syntetycznych.
Na całym świecie zapotrzebowanie na kadzidlane pałeczki jest tak wielkie, że ich wytwarzanie stało się wielką gałęzią przemysłu. Ponad 5000 mniejszych i większych fabryk produkuje pozbawione zapachu bazy kadzidlane, które następnie przejmowane są przez fabryczki zapachów i 200 000 chałupniczek. Taka doświadczona „wytwarzaczka” kadzideł potrafi zaaromatyzować 4000-5000 kadzidełek dziennie. Są również firmy i chałupniczki produkujące kadzidła tradycyjnymi metodami, całkowicie ręcznie. Takie kadzidła są odpowiednio droższe od tych przemysłowych, co nie jest jednak jednoznaczne z ich lepszą jakością czy większą „ekologicznością”. Można znaleźć w Indiach kadzidła wytwarzane ze składników naturalnych, bez dodatku chemicznie uzyskiwanych zapachów, ale zdecydowaną większość tego, co jest na rynku stanowi masowa produkcja syntetycznych agarbatti.
Oprócz mniej lub bardziej tradycyjnie wytwarzanych kadzidełek indyjskich, można na Subkontynencie kupić również kadzidła tybetańskie, produkowane przez licznych w Indiach i Nepalu uchodźców z Dachu Świata oraz sprowadzane z „Chin”. Kadzidła tybetańskie robi się w oparciu o starożytne zasady łączące wskazania religijne z medycznymi. Nie spotkamy wśród nich kadzideł z nutką kamfory tak charakterystycznych dla typowo indyjskich aromatów, a tradycja poszczególnych mieszanek zapachowych związana jest z różnymi szkołami medycznymi w Tybecie.
Kadzidła tybetańskie mają służyć głównie celom religijnym, zarówno jako rodzaj ofiary jak i sposób na oczyszczenie atmosfery pomieszczenia przeznaczonego do medytacji i nabożeństw. Wyrabiane wyłącznie z naturalnych składników, głównie ziół posiadających właściwości lecznicze, kadzidełka tybetańskie mają ponoć moc uzdrawiającą, a na pewno nie są toksyczne. Oprócz tradycyjnych, pochodzących z Tybetu roślin, do wyrobu pachnących pałeczek używa się szafranu, drewna sandałowego, hibiskusa, jaśminu i magnolii, jednak elementy kwiatowe stanowią jedynie wąską smużkę w strumieniu dymu pachnącego ziemią, minerałami i ziołami. Tybetańczycy nie używają bambusowego rdzenia i ich kadzidełka są kruche i łamliwe, ale dzięki temu podzielne na mniejsze porcje, co ma duże znaczenie, gdyż zapalenie całego kadzidła w niedużym pokoju może spowodować efekt odwrotny od zamierzonego: zamiast oczyścić atmosferę zrobi niezłą kadzidlaną „zadymę”.
Orientalne pachnidła, także w formie kadzideł, od dawna fascynowały mieszkańców Zachodu ze względu na niezwykłe i zaiste mistrzowskie połączenie zapachów i silne oddziaływanie na zmysły. Kadzidełka palimy żeby się zrelaksować, podkreślić nastrój intymnych chwil, żeby medytować, przegnać złe energie i tak, po prostu, dla przyjemności. Musimy pamiętać, że niektóre z nich wywołują silne reakcje alergiczne, głównie te przemysłowo wytwarzane z syntetycznych zapachów indyjskie agarbatti, ale czasem i te najbardziej „eko”, gdyż zawierają silnie skoncentrowane składniki roślinne. Trzeba po prostu wypróbować jakie i w jakich porcjach możemy bezpiecznie stosować w domu. Najlepiej, oczywiście, kupować te droższe z certyfikatami. Podobno tybetańskie, w przeciwieństwie do indyjskich, nie uczulają, ale lepiej uważać i z nimi, gdyż zostały wymyślone do dużych przestrzeni świątynnych, nie do małych mieszkanek. Najlepiej i jedne i drugie dozować rozsądnie, po kawałku. Kompozycji zapachowych i rodzajów kadzidełek mamy do wyboru bardzo wiele, a gdy będziemy w Indiach, Nepalu czy Tybecie najlepiej popytać miejscowych i poszukać jakiejś małej „wytwórni zapachu”, na pewno znajdziemy coś spoza masowej produkcji i zakupione kadzidełka dostarczą nam nie tylko przyjemności, ale i uzdrawiającej aromaterapeutycznej mocy pochodzącej z ajurwedy i medycyny tybetańskiej.