Trudno uwierzyć, ale herbata pojawiła się w Indiach dopiero w XIX wieku, dzięki Brytyjczykom, którzy jednak nie podarowali jej Indiom bezinteresownie, chcieli jedynie przełamać monopol chiński.
Krzewy herbaciane poczuły się na Subkontynencie jak u siebie w domu i dziś trudno wyobrazić sobie, że kiedyś nie istniała herbata „Madras”, „Cejlon”, czy „Darjeeling”. Herbata przyjęła się nie tylko w indyjskiej glebie, ale i w indyjskiej kulturze, choć indyjska kultura herbaciana jest zgoła odmienna od tradycji chińskich czy japońskich. Indyjski ćaj (चाय, chaai) jest mocny, słodki i szczodrze zabielony mlekiem. Zwyczaj pijania herbaty z mlekiem Hindusi „odsprzedali” Anglikom, którzy do dziś lubują się w napoju nazywanym w kraju nad Wisłą bawarką.
Indyjski ćaj to jednak coś więcej niż cukier, mleko i sfermentowane herbaciane listki. W całych Indiach Szerokopojętych najpopularniejszym herbacianym napojem jest masala tea – herbata z całą gamą aromatycznych przypraw. Tak przygotowana herbata posiada, oprócz walorów smakowych, magiczne wręcz właściwości. W monsunową szarugę poprawia nastój, w zimie rozgrzewa, a w upalne lato gasi pragnienie i dodaje energii. Taką herbatę podaje się w Indiach wszędzie – w przydrożnych kramikach, w pociągach, na dworcach, na bazarach i w rozmaitych knajpkach, ale najlepsza jest taka od ulicznego sprzedawcy zwanego ćaiwala, gotowana na kocherze i rozlewana do maleńkich szklaneczek albo – jeszcze lepiej – do maciupkich glinianych czarek, które po opróżnieniu wywala się po prostu gdziekolwiek.
Taką cudowną herbatkę możemy sobie zrobić w domu w dowolnej porze roku i dnia, o ile uda nam się dostać świeże przyprawy i osiągnąć odpowiednie proporcje ingrediencji, masale tea ma bowiem to do siebie, że można ją dosmaczyć trochę po swojemu. A oto przepis na five’ o’clock po indyjsku:
Indyjska szklaneczka lub czareczka herbaciana ma jakieś 120 ml pojemności, plus-minus, oczywiście, na dwie osoby bierzemy więc jakieś 360 ml mleka (część mleka podczas gotowania uleci w przestrzeń) Możemy użyć mleka 2%, a jeśli mamy bardziej tłuste (w Indiach zdarza się i 6% a nawet 8%!) zastępujemy część mleka wodą. Jeśli chcemy zrobić więcej herbaty mnożymy składniki.
Oprócz mleka/wody bierzemy:
– czubatą łyżeczkę dowolnej indyjskiej herbaty liściastej,
– dwa strączki zielonego kardamonu,
– spory kawałek świeżego imbiru (ok. 5 centymetrów),
– dwa patyczki cynamonu,
– dwa goździki,
– szczyptę czarnego mielonego pieprzu,
– pół łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej (opcjonalnie),
– dwa płatki anyżku gwiaździstego,
– ¼ łyżeczki kopru włoskiego (opcjonalnie),
– łyżkę stołową cukru.
Sposób przygotowania jest bardzo prosty:
– zagotować mleko,
– dodać herbatę,
– dodać przyprawy: kardamon otwieramy, imbir siekamy, cynamon łamiemy na mniejsze kawałki. Możemy też przyprawy rozdrobnić w moździerzu a nawet w młynku czy blenderze, ale nie ma takiej potrzeby.
– gotować wszystko jakieś 2-3 minuty,
– dodać cukier,
– rozlać do filiżanek (najlepiej przez gęste sito) i wypić z uśmiechem na ustach. Satysfakcja gwarantowana. Masala tea jest tak esencjonalna, że jest niemal posiłkiem sama w sobie, możemy jednak, żeby nasz fajf był pełny, pogryzać pikantne krakersy, bo indyjskie ciasteczka byłyby do tej herbaty absolutnym i zbędnym nadmiarem szczęścia.