Miłość do Indii to miłość trudna, narażona na konfrontacje ze zjawiskami, które wcale nie budzą zachwytu, przeciwnie – budzą sprzeciw i poczucie bezradności. Takich zjawisk w Indiach Szerokopojętych jest wiele, bardzo wiele, ale niektóre z nich są szczególnie paskudne, bo odwołują się do uświęconej tradycji, do niezłomnego obyczaju, który, jak wszystko w mniemaniu Indusów, wywodzi się wprost ze sfer boskich i z czasów tak antycznych, że ich kwestionowanie byłoby bluźnierstwem, jak zaprzeczenie zasadności istnienia Słońca. Do tych głęboko wrytych w świadomość społeczną i głęboko absurdalnych obyczajów, obok sati, o którym już kiedyś pisaliśmy, należy bez wątpienia dahedź (dahej), tradycyjny „posag”, a właściwie danina wypłacana rodzinie pana młodego przez rodzinę oblubienicy w zamian za to, że może ona dostąpić zaszczytu zamążpójścia.
W dawnych czasach, gdy na ziemię często wpadali z wizytą bogowie, a ziemię ową porastały gęste, pełne życia lasy, indyjskie kobiety były księżniczkami, wcieleniami bogiń, potężnymi dawczyniami życia. Narodziny dziewczynki witano z taką samą radością jak narodziny syna, kobiety posiadały prawo dziedziczenia, a na funeralnych stosach swych zmarłych małżonków płonęły wyłącznie z tęsknoty i miłości. Indyjska myśl filozoficzna i religijna przekonuje nas, że wraz z biegiem czasu wszystko podlega degradacji, skarleniu i wynaturzeniu. Takie są właściwości Kalijugi, ery, w której przyszło nam żyć, a którą zapoczątkowała śmierć Niebieskiego Boga. Z biegiem czasu, powoli, ale nieuchronnie, zmieniał się też stosunek do kobiet i kurczył się pakiet przysługujących im praw.
Według przekazów najdawniejszych źródeł literackich i w świetle badań socjologicznych prowadzonych w XIX i XX wieku, w Indiach starożytnych posag jako taki nie istniał, a jeśli, to był zwyczajem wzajemnego obdarowywania się rodzin nowo poślubionej pary. Potem, w wyższych kastach, pojawił się obyczaj wyposażania panny młodej na nową drogę życia. Początkowo posag indyjski był porównywalny do znanej z naszych obszarów etnologicznych skrzyni posagowej, zawierającej stroje, pościel, ozdoby i przedmioty codziennego użytku. W niższych kastach praktykowano „posag odwrócony” – rodzina pana młodego wnosiła pewną opłatę (często w naturze) na rzecz rodziny panny młodej. Potem zwyczaj wyposażania dziewcząt rozpowszechnił się na wszystkie klasy społeczne. Zgodnie ze zwyczajem to kobieta była tą, która opuszczała dom i zaczynała nowe, dorosłe życie w domu rodzinnym małżonka, posag zaś miał stanowić jej zabezpieczenie majątkowe i często stanowił jej osobistą własność. Wszystko, co kobieta miała na sobie w dniu ślubu należało do niej, rodzice starali się więc, by wśród dodatków do ślubnego sari nie zabrakło złotych kolczyków, łańcuszków, pierścieni i bransolet.
Dokładnie nie wiadomo kiedy niewinny i niepozbawiony sensu obyczaj wymknął się spod kontroli. Była to zapewne trwająca setki lat ewolucja, w wyniku której powstał obyczajowy potworek, źródło nieszczęść, zgryzoty i śmierci. Posag, który początkowo miał mieścić się w garnku (hundi) rozrósł się i rozdął do rozmiarów sięgających niemal granic wyobraźni. Oczywiście, rzecz ma się bardzo różnie, w zależności od statusu społecznego rodzin i lokalnej tradycji. Nieco inaczej wygląda to również na północy i na południu kraju. Jednak ogólny obraz, jaki ukazuje się naszym oczom, gdy tylko zaczniemy bliżej przyglądać się problemowi, na przykład śledząc indyjską prasę, jest zatrważający.
Indyjskie małżeństwa są, w przeważającej części, aranżowane. Młodzi nie mają wiele do powiedzenia, to rodziny dogadują się w ich imieniu i ustalają warunki mariażu. Musi zgadzać się kasta, status społeczny, wyznanie, język, których wszak w Indiach bez liku, a nawet kolor skóry. Jeśli chodzi o ten ostatni, to im bielsza panna młoda tym lepiej. Jeśli dogadają się rodziny ciemnoskórego chłopaka i bladolicej panny to jej karnacja może być zaliczona w poczet dahedźu.
Podczas takich międzyrodzinnych pertraktacji ustala się także wysokość posagu. Negocjacje trwają często wiele dni, są zrywane, wznawiane i ponownie zrywane. Grają emocje i każda ze stron chce ugrać jak najlepszy układ: rodzina panny chce jak najmniej stracić, a rodzina kawalera jak najwięcej wyrwać. Chciwość to główna pożywka problemu, który prasa i organizacje społeczne nazywają „dahej system”. Problem ten dotyka zarówno rodzin z niskich kast, miejskiej i wiejskiej biedoty, jak i indyjskiej klasy średniej, gdzie zresztą dochodzi do największych absurdów związanych z wysokością dahedźu.
Im bogatsze rodziny, tym wyższe posagi. Panna młoda wnosi dziś w wianie samochody, domy, astronomiczne kwoty pieniężne. Rodzina pana młodego często uważa posag za swego rodzaju rekompensatę kosztów poniesionych na wykształcenie syna. Bo to ciągle syn jest tym, w którego warto inwestować, którego warto posłać na uniwersytet, zapewnić mu start w intratnym zawodzie. Dziewczynki nie potrzebują zbytniej edukacji, bo i tak będą siedzieć w domu, pichcić curry i rodzić dzieci. A że „sprawiedliwość musi być”, to skoro rodzice chłopaka wykosztowali się na jego inżynierski dyplom, to rodzice dziewczyny dadzą w zamian mieszkanie, kilo złota i grube zwitki tysiącrupiowych banknotów. I samochód by się przydał, bo do pracy trzeba dojechać, i nowy laptop dla syna-inżyniera, a i telewizor 3D do salonu też nie zawadzi. Podczas negocjacji zwykle ustala się listę konkretnych przedmiotów i sum, które mają złożyć się na posag. W czasie ślubu rodzina panny młodej uiszcza często jedynie cześć żądanych kwot i kupuje część wymaganych prezentów, zobowiązując się spłacać resztę posagu w ratach. Czasem, gdy posag został od razu przekazany w całości, rodzina chłopaka „przypomina sobie” co jakiś czas, że zapomnieli „poprosić” o coś jeszcze i w przypadku wyjątkowo chciwych teściów żądania takie ciągną się bez końca.
W Indiach nie warto mieć córek. Odchodzą z domu, a na dodatek zabierają z sobą lwią część rodzinnego majątku. Rodzice córek przez całe życie od chwili ich narodzin, muszą odkładać pieniądze na posag, a w chwili ich zamążpójścia często dodatkowo zapożyczają się na długie lata w bankach lub u lokalnych lichwiarzy. Resztę życia spędzają spłacając długi. Jeśli rodzina jest zamożna, jakoś daje radę udźwignąć brzemię posagu. Jednak w przypadku wielu rodzin posag oznacza po prostu bankructwo. Nic dziwnego, że w miarę, jak żądania posagowe rosły, wzrastała też liczba zabijanych noworodków płci żeńskiej. To prosty i skuteczny sposób na pozbycie się problemu i zapewnienie reszcie rodziny godnego życia. Trudno zrozumieć mechanizmy mentalne i tradycje, które doprowadziły do takiej sytuacji, trudno pojąć, dlaczego nie można przerwać tego pasma absurdu. A dzieciobójstwo to tylko jeden ze skutków uparcie pielęgnowanej tradycji posagowej. Drugim jest utrata statusu materialnego przez wiele rodzin, które bogowie obdarzyli większą ilością córek, a którym zabrakło odwagi, by te córki zaraz po narodzeniu uśmiercić.
Największym i najdrastyczniejszym aspektem posagowego obłędu jest los tysięcy kobiet, ofiar posagu, ofiar chciwości i niezrozumiałego okrucieństwa. „Dowry Death” to termin, który bardzo często pojawia się w indyjskiej prasie i w indyjskich kampaniach społecznych. „Śmierć posagowa” spotyka corocznie kilka tysięcy młodych kobiet, raz jest to 6000, innym razem 8000 odnotowanych i ujawnionych przypadków. Ile przypadków takiej śmierci udaje się zamieść pod rodzinny i prawny dywan nie wiadomo. Na czym polega „dowry death”? Czasem jest to samobójstwo popełnione przez udręczoną do granic wytrzymałości dziewczynę, często jest to zabójstwo, egzekucja wykonana z zimną krwią przez powinowatych – windykatorów zaległego posagu.
Gdy nowo poślubiona żona trafia pod dach męża, w zasadzie trafia pod dach teściów, do wielopokoleniowej rodziny, do domu pełnego szwagrów, szwagierek, babć i kuzynów. Jest sama, a gwarancją jej bezpieczeństwa jest wypłacony co do rupii posag. Jako takiego bezpieczeństwa. Bo, gdy na przykład okazuje się, że dziewczyna długo nie może zajść w ciążę, szykany mogą rozpocząć się bez względu na to, czy sprawy posagowe zostały uregulowane, czy nie. Jednak, gdy rodzina nieszczęsnej żony zwleka z uiszczeniem zobowiązań, szykany zaczynają się natychmiast i nie omijają nawet ciężarnych. Różną formę przyjmują owe prześladowania, u nas określa się je zbiorową nazwą przemocy domowej. Są wyzwiska, poszturchiwania, presja psychiczna, bicie… A na końcu, gdy znęcanie się nad kobietą nie przynosi pożądanego skutku w postaci kolejnych rat posagu, albo zaspokajania kolejnych urojonych żądań, pojawia się kanister z benzyną i zapalniczka.
Zabawa z nimi zwykle kończy się śmiercią w płomieniach. Zabójcy starają się wszystko zorganizować tak, by śmierć kobiety można było uznać za wypadek lub spektakularne samobójstwo. Często im się udaje. Zbyt często.
Prawo indyjskie próbowało rozwiązać problem już czternaście lat po odzyskaniu niepodległości, w 1961 roku, wprowadzając do kodeksu karnego artykuły penalizujące żądanie posagu. W 1986 roku dodano poprawki nakazujące traktować śmierć kobiety w ciągu pierwszych siedmiu lat małżeństwa, jako potencjalną śmierć posagową. W praktyce jednak instytucja posagu kwitnie w najlepsze, a „niewypłacalne” żony tkwią w domowym piekle. W przypadkach „łagodnych” żyją w poniżeniu, w ostrych stanach posagowej paranoi są katowane lub zabijane. Organizacje pozarządowe i stowarzyszenia kobiece prowadzą niemal nieustającą kampanię anty-posagową. Wydaje się jednak, że nie ma bardziej opornego wrzodu do usunięcia niż tradycja. Problem jest wielki, palący, nierozwiązywalny, bo mentalność ludzka ewoluuje powoli. Oczywiście, nie każde małżeństwo jest oparte na antagonizmach wywołanych posagiem, nie wszystkie żony mieszkają w domach mężów, na południu często to mąż przeprowadza się do rodziny żony, nie wszyscy teściowie są chciwi i bezwzględni i nie wszystkie panny młode kończą w płomieniach. Jak wszędzie na świecie jest wiele szczęśliwych, kochających się małżeństw i zgodnych rodzin. Ale krzywda tych kilkudziesięciu tysięcy zabijanych każdej dekady i setek tysięcy cierpiących i łykających łzy nad garami jest zbyt wielka, by o niej milczeć. Nie można opowiadać o Indiach śpiewając tylko hymny pochwalne, mamiąc barwną kulturą, paląc trociczki. Miłość do Indii jest trudna i często wystawiana na próby. Bharat Mata nie zawsze się uśmiecha, a jej trzecie oko często bywa zamknięte.
Problem „dowry death” dotyczy nie tylko Bharat Mata, ale i innych krajów wchodzących w skład naszego autorskiego tworu, Indii Szerokopojętych. Młode żony płoną w Bangladeszu, Pakistanie i Nepalu. Świat jest pełen ponurych sekretów.