Według mitologii indyjskiej, w chwili stwarzania wszechświata, Brahman – bezosobowa boska siła obecna w całym stworzeniu – przejawiła się w formie trzech bogów: Śiwy, Wisznu i Brahmy. Każdy był emanacją przedwiecznego Brahmana i każdy dysponował boską mocą, jednak zostały im przydzielone różne role. U zarania bytu świeżo przejawieni bogowie początkowo spełniali te role w harmonii i zgodzie, ku pożytkowi młodego wszechświata. Jednak ego bogów jest zazwyczaj większe niż Himalaje. I tak, Brahma-stworzyciel i Wisznu-obrońca podtrzymujący istnienie świata wdali się w spór, który z nich jest ważniejszym i potężniejszym bóstwem. Najpierw przerzucali się argumentami, a potem kłótnia zamieniła się w regularną bitwę na moce, na widok której zadrżałby każdy czarodziej dysponujący nawet najpotężniejszą różdżką. Świat zadrżał w posadach, kosmos przecinały błyskawice o mocy atomu i wyglądało na to, że ledwie stworzone rozpadnie się z hukiem i pogrąży na powrót w pierwotnym chaosie. Obserwujący całe zajście inni bogowie, a namnożyło się już ich całkiem sporo, poczuli, że muszą coś zrobić, żeby powstrzymać nieuchronnie zbliżającą się zagładę. Udali się do trzeciego z Trójcy, Śiwy. Ten obiecał, że zajmie się sprawą i nakazał bogom zachować spokój i nie pogarszać sytuacji. Walka bóstw trwała w najlepsze, Wisznu i Brahma stojąc naprzeciw siebie miotali wiązkami energii i dzikimi spojrzeniami, ani myśląc ustąpić. Wtedy pomiędzy nimi wyrosła nagle potężna kolumna ognia i światła, tak długa, że nie można było dostrzec jej końca ni początku. Oszołomieni adwersarze postanowili zbadać, jak w istocie wielka jest kolumna i uzgodnili, że jeden z nich uda się w górę, a drugi w dół, żeby ustalić, gdzie ognisty słup ma swoje końce. Brahma przyjął postać łabędzia i wzleciał w niebiosa, a Wisznu, pod postacią dzika (Varaha) zaczął wkopywać się w ziemię i podziemne światy. Brahma leciał i leciał wypatrując końca słupa, ale zdawało się, że ten nie ma końca. Po pewnym czasie bóg-łabędź dostrzegł przyklejony do kolumny kwiat Ketaki i zapytał, skąd się on tam wziął. Kwiat odpowiedział, że leżał sobie na szczycie kolumny, ale zdmuchnął go kosmiczny wiatr, spadał i spadał, aż wreszcie przylgnął do słupa i tak trwa. Brahma postanowił wykorzystać kwiat i poprosił o go potwierdzenie wymyślonej właśnie historyjki, że doleciał na sam szczyt kolumny i tam znalazł kwiat. Pochwycił roślinę w łabędzi dziób i zaczął sfruwać w dół, ku ryjącemu wciąż dzikowi, który, choć wkopał się już niewiarygodnie głęboko, nie odnalazł podstawy słupa. Brahma uznał się za zwycięzcę rywalizacji i gdy opowiedział Wisznu wymyśloną przez siebie historię, którą potwierdził nieszczęsny kwiat, płonąca i wibrująca energią kolumna pękła nagle, otworzyła się i z jej wnętrza pojawił się Śiwa w całej swej boskiej mocy z gniewnie zmrużonym trzecim okiem. Oświadczył nomen omen osłupiałym bogom, że to on jest tą kolumną, lingamem, który nie ma początku ani końca i pod taką postacią zawsze można go odnaleźć. Wyjaśnił współzasiadającym na niebiańskim tronie, że żaden z nich nie jest lepszy od drugiego, gdyż wszyscy trzej są Brahmanem. Dał również upust swemu gniewowi i rzucił na Brahmę klątwę, aby jego wyznawcy byli najmniej liczni spośród czcicieli wszystkich bogów. Przeklął też kwiat Ketaki, któremu zabronił udziału w jakiejkolwiek religijnej ceremonii czy ofierze. Od tamtej pory Brahma musi zadowolić się garstką wyznawców i kilkoma zaledwie świątyniami, a Śiwa czczony jest zawsze pod postacią lingamu, pierwszej formy, w jakiej przejawił światu swą potęgę.
Każdy, kto był w Indiach natknął się z pewnością na jakiś lingam, duży, mały, ogromny, często tkwiący w charakterystycznej podstawie nazywanej joni, posypany kwiatami, wymalowany świętymi proszkami, polany mlekiem…
Lingam, falliczna struktura najczęściej wykonana z kamienia, nie pozostawia wiele możliwości interpretacyjnych, a jednak. Z sanskryckiego terminu linga/lingam, jak to w sanskrycie bywa, niewiele wynika, bo słowo może oznaczać zarówno symbol, znak, jak i słup albo, w końcu, fallus. Hymny wedyjskie odwołują się do słupa reprezentującego bóstwo, Purany mówią o wspomnianej już kosmicznej kolumnie, a antropolodzy przywołują dość powszechny w ludzkiej kulturze archetypiczny symbol Osi Świata. Niekoniecznie wiec lingam to penis, choć wieki interpretacji, tradycji i ludzkich skłonności do seksualnych skojarzeń sprawiły, że dziś, przynajmniej dla ludzi Zachodu, linga-joni (Śiwa-Śakti) to tyle, co jin-jang – zjednoczenie pierwiastków żeńskiego i męskiego, w przypadku Indii porażające wręcz dosłownością. Twierdzenie, że w Indiach uprawiany jest kult falliczny byłoby jednak prymitywnym uproszczeniem świadczącym o zupełnym braku zrozumienia dla głębi i znaczenia tego niezwykłego symbolu.
Lingam to nieikoniczne przedstawienie bezforemnej boskości, której cząstka tkwi w każdej żywej istocie, i która jest identyczna z Brahmanem, najwyższą boskością. Skomplikowane? Jasne, jak wszystko w wielowątkowej i multipoziomowej filozofii indyjskiej.
W starożytnym dziele filozoficznym zatytułowanym Linga Purana, to co kryje się za fizyczną formą lingamu określa się jako pozbawione smaku, zapachu i kształtu. Owo bezkształtne, nieuchwytne „coś” porównuje się do Prakriti – odwiecznej natury bytu, bezcielesnej Matki Natury.
Inna sprawa, dlaczego dla wyrażenia owych wzniosłych filozoficzno-religijnych treści wybrano taki właśnie, a nie inny kształt? Pewnie złożyło się i nałożyło na siebie wiele różnych czynników. Wspomniana już axis mundi, twór utrzymujący całość bytu w formie stabilnej i zintegrowanej i jednocześnie zapewniający komunikację pomiędzy trzema głównymi poziomami bytu (niebiosa, ziemia, świat podziemny) na pewno znalazła się gdzieś u źródeł. W przedstawieniu Bóstwa poszukiwano kształtu idealnego i takim okazało się nieco podługowate gładziutkie jajo, bo i w takiej postaci spotykamy Śiwalingam. Jajo, brahmaanda, jest dodatkowo symbolem źródła życia, jego prapoczątku.
Lingam to także Satya, Dźniana i Ananta – Prawda, Wiedza i Nieskończoność. Jeśli weźmiemy dowolne przedstawienie linga-joni musimy sobie wyobrazić, że tkwiący w swej podstawie lingam dzieli się na trzy części. Najniższa, niewidoczna, przebijająca joni na wskroś to Brahma-Pitha, tron Brahmy. Część ukryta w joni to tron Wisznu (Wisznu-Pitha), a to, co ponad joni się wznosi to tron Śiwy (Śiwa-Pitha). Symbolika lingamu jest naprawdę przebogata i wielowarstwowa. Niepozorny kształt przywołuje moc stworzenia, energię kreacji i samą kreację. Strzelisty lub jajowaty lingam to Purusza, a opływająca go joni to Prakriti, co znowu oznacza jedność męskiego i żeńskiego, działania i potencji, Życia i Natury. Ale lingam to przede wszystkim materialne przejawienie Śiwy, jego postać dostępna dla wiernych, postać, pod którą ludzie oddają mu cześć, jak Indie długie i szerokie.
Małe kamienne „coś”, jakie możemy kupić na dowolnym kramiku przy jakiejkolwiek świątyni Śiwy to potężny, pełen magii, mistycyzmu i symboliki artefakt, za pomocą którego wierni komunikują się ze swoim Bogiem.
Szczególną moc i szczególne właściwości posiadają lingamy wykonane z kryształów kwarcu. Są one niejako bezcielesne, przejrzyste, nie posiadają własnej barwy, przyjmując kolor otoczenia przepuszczają, odbijają i załamują światło. Kryształowy lingam nosi nazwę Nirguna Brahman – najwyższe bóstwo, najwyższy byt, najwyższa świadomość, czyli Śiwa.
Dla zwykłego hinduisty, który nie para się na co dzień filozofią, lingam to po prostu materialna reprezentacja niematerialnego Bóstwa, niejednemu kojarząca się z bardzo ludzkim elementem bytu – fallusem zanurzonym w waginie. Nikt jednak nie traktuje owego wyobrażenia w sposób dosłowny i wulgarny. Akt zjednoczenia bóstw jest aktem stworzenia i źródłem wielkiej mocy.
Lingamy spotkamy w wielu miejscach w Indiach i Nepalu. Bez wątpienia w każdej świątyni poświęconej Śiwie, gdzie zajmują poczesne miejsce na głównym ołtarzu, ale i wyrastające znienacka w zaułkach miast, albo w pobliżu ghatów.
Niestety, wiele najpotężniejszych sanktuariów śiwaistycznych jest przeznaczonych wyłącznie dla wyznawców i niewierni nie mają tam wstępu. Co nie znaczy, nie uda nam się zobaczyć i dotknąć żadnego z lingamów. Jest ich na tyle dużo, że możemy podziwiać nie tylko same lingamy, ale i odbywające się przy nich codzienne ceremonie ofiarne. Jeśli ktoś lubi egzotyczne talizmany, może bez problemu zaopatrzyć się w lingam dowolnej wielkości i z wybranego materiału. Gustowny kryształowy wisiorek w formie walca lub jaja nikomu jeszcze nie zaszkodził, a kto wie, do jakich mistycznych głębin prowadzi przeobrażając się w magiczny portal…