Jak wszędzie na świecie, tak i w Indiach panoszą się wszechobecne „mac-cosie”, „burger-tegesy” i inne instytucje serwujące szybkie jedzenie w stylu zachodnim, a przecież kuchnia indyjska to prawdziwy skarbiec przepisów na szybkie, zdrowe (no, powiedzmy) i pyszne przekąski, których można skosztować zarówno w restauracjach dowolnej kategorii, jak i w pociągach, na dworcach autobusowych i wprost na ulicy. Do takich indyjskich „fastfoodów” zaliczają się pakory. To tanie i proste danie zrobiło swego rodzaju międzynarodową karierę, bo spotkać je można nie tylko w całej Azji Południowo-Wschodniej, ale i na Wyspach Brytyjskich i w USA.
Tajemnica niepowtarzalnego smaku tkwi w cieście, którego podstawowym składnikiem jest mąka z cieciorki, do której czasami dodaje się trochę mąki ryżowej. Jeśli więc chcemy skosztować prawdziwie pakorowej pakory, musimy zdobyć mąkę besan, czyli mąkę z ciecierzycy właśnie. Jest dostępna, jak wszystko w naszych czasach, w Internecie, ale można też ją znaleźć w sklepach ze „zdrową żywnością”. Oprócz mąki potrzebujemy oczywiście wody, i z tej mąki i wody robimy ciasto, do którego dodajemy:
– trochę soli (około łyżeczki na 1 szklankę mąki),
– łyżkę stołową mielonego (lub utłuczonego w moździerzu) kuminu, czyli kminu rzymskiego,
– 1-2 strączki zielonego chilli (należycie posiekanego),
– garść posiekanej zielonej kolendry,
– łyżkę lub dwie grubo mielonych (lub „zmoździerzowanych”) nasion kolendry.
Wszystko to wsypujemy do ciasta, które powinno mieć mniej więcej naleśnikową konsystencję, może ciut gęściejszą, żeby nie spływała z zanurzanych obiektów, i dokładnie mieszamy. Do ciasta, pod groźbą sprofanowania przepisu, nie dodajemy jajek ani proszku do pieczenia! Można natomiast dodać odrobinę (łyżkę stołową) oleju lub stopionego masła, co nie jest jednak konieczne.
Zanim weźmiemy się do zrobienia ciasta, powinniśmy przygotować warzywa, bo pakora to nic innego jak tylko warzywa w cieście z ciecierzycy. Warzywa mogą być dowolne, ale w Indiach najczęściej „pakoruje” się ziemniaki, kalafiora, cukinię, cebulę i bakłażany. Spotyka się także pakory szpinakowe, panirowe (z twarogu panir) a nawet kurczakowe, choć najpopularniejsza jest wersja wegetariańska, a nawet wegańska. Pakorować można także kromki tostowego chleba, a pakorowe ekstremum osiągnięto w Radżasthanie, gdzie panieruje się i smaży całe papryczki chilli nadziewane ziemniaczanym farszem. Ale my pozostaniemy przy warzywach, które możemy potraktować dwojako:
1. Ziemniaki, cebulę, cukinię itp. kroimy w cieniutkie plasterki, kalafiory i brokuły dzielimy na różyczki, panir i ewentualnego kurczaka kroimy w kostkę.
2. Warzywa siekamy lub ścieramy na tarce i mieszamy ze sobą i z ciastem. W tej wersji ziemniaki, powinny być wstępnie podgotowane.
Bardziej elegancka wydaje mi się wersja pierwsza. Każdy plasterek ziemniaka, marchewki i cukinii musi być dokładnie oblepiony ciastem (najlepiej to robić rękami) a następnie wrzucony do gorącego głębokiego tłuszczu.
Z warzyw rozdrobnionych formujemy coś w rodzaju małych placuszków i postępujemy podobnie, jak w przypadku plasterków. Oba rodzaje pakory są równie smaczne!
Do smażenia używamy oleju, a gdy ktoś ma fantazję, pieniądze i nie jest weganinem może użyć ghi, czyli klarowanego masła.
Każdą pakorę, czy to placuszkowatą czy plastekowatą, smażymy na kolor złocistobrązowy (jakieś dwie minuty z każdej strony, ale trzeba uważać, żeby nie spalić, im cieńsze plasterki, tym krócej) i odsączamy z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku.
Pakory możemy podać jako przystawkę przed daniem głównym, jako „telewizyjną” przekąskę, albo w charakterze podwieczorku do popołudniowej herbaty. Doskonale komponuje się z różnymi chatneyami, sosami a nawet z keczupem. Brytyjczycy lubią na miętowo (sos miętowo-kolendrowy), z Brown Souce, albo z sosem chilli. Można i bez sosów, byle gorące, bo wtedy są najlepsze i bardzo chrupiące. Na zimno robią się lekko „ciastowate”, ale i wtedy są całkiem, całkiem.