W Pakistanie najwięcej par bierze ślub w lipcu, czerwcu i w grudniu, nie wiadomo (a przynajmniej ja nie wiem) dlaczego, bo w lipcu często leje, a w grudniu zimno. Wesela zdarzają się i w pozostałych miesiącach roku, a rozmach, z jakim się je organizuje nakręca krajowy przemysł odzieżowy i złotniczy i wspomaga międzynarodowy pasażerski ruch lotniczy, bo z czego jak z czego, ale z wesela krewniaka żaden, nawet mieszkający na drugim końcu świata Pakistańczyk, nie zrezygnuje.
Muzułmańskie wesele w Pakistanie trwa jakiś tydzień, a czasem dłużej, choć chyba nie zdarza się, żeby czas świętowania przekroczył dziesięć dni. Z ceremonią ślubną i weselem wiąże się wiele obyczajów i tradycji, obowiązujących zresztą po obu stronach granicy, bowiem Pakistan jako niepodległe państwo istnieje dopiero od 1947 roku, a tradycja indyjsko-muzułmańska liczy sobie setki lat. Jak we wszystkich zakątkach świata tak i tu istnieją rozmaite warianty regionalne poszczególnych obrzędowych i świeckich wydarzeń związanych z zawarciem małżeństwa.
Zanim rozpocznie się weselna biesiada, kilka dni wcześniej odbywa się ceremonia zwana ubtan. W domu przyszłej panny młodej gromadzą się jej kuzynki, krewne i przyjaciółki. Mężczyznom wstęp wzbroniony, ubtan to babska sprawa. Panna młoda poddaje się masażowi połączonemu z wcieraniem w całe ciało specjalnej pasty nazywanej nie inaczej, jak ubtan właśnie. Głównymi składnikami pasty są sok z limonki, mąka, kurkuma, olej kokosowy lub migdałowy, mleko i miód. Działanie tej cudownej maseczki rozjaśnia karnację, czyni skórę miękką i promienną. Dodając do ubtanu sproszkowaną soczewicę można osiągnąć dodatkową korzyść – oczyszczenie skóry, w tym skóry twarzy z drobnego, a uważanego za zbędne owłosienia. Żółto-musztardowy ubtan wcierany jest w calusieńkie ciało, od stóp do głów, ale chyba po kawałku, jeśli weźmie się pod uwagę muzułmańską niechęć do obnażania się nawet przed osobnikami tej samej płci. Aby przy tym nie wypaprać ubrania, a właściwie po to, by upaprania nie było widać, panna młoda przywdziewa na tę okazję żółte szaty, najczęściej tradycyjny salwar kamiz, strój złożony z luźnych a zwężonych ku dołowi spodni, tuniki i szala (dupatty). Całości dopełniają żółte w kolorze ozdoby. Gdy przyszła panna młoda jest już cała żółta od kurkumy, kuzynki zabierają się za jej zwykle długie, często nigdy nieobcinane włosy. Włosy są namaszczane olejkami i zaplatane, a następnie ozdabiane prześlicznymi niciano-sznureczkowymi „cosiami” nazywanymi paranda. W dawnych czasach dziewczyna miała zakaz mycia się przez kilka dni, żeby nie zmyć ubtanu, który powinien głęboko wniknąć w skórę. Dziś (ach ta dzisiejsza, niecierpliwa młodzież!) ubtan trwa na ciele panny młodej zwykle jedną noc. W mniej przywiązanych do tradycji rodzinach zwyczaj ubtan często się pomija, a córkę wysyła do kosmetyczki lub do spa. Natomiast nieliczne tylko kobiety są w stanie zrezygnować z malowanych henną mehndi, przepięknych, przypominających tatuaże kunsztownych wzorów pokrywających dłonie i stopy.
Nakładanie henny to kolejny „wieczór panieński”, na którym gromadzą się wszystkie kuzynki i przyjaciółki – one również zostaną ozdobione. Wykonaniem mehndi zajmuje się zamówiona wcześniej zawodowa artystka-hennistka, kilogramy pasty mehndi dostarczają do domu rodziców panny młodej przedstawiciele rodziny pana młodego. Przynoszą ją w pięknych pucharach i na tacach, a przy okazji przynoszą także tace wypełnione tradycyjnymi słodyczami. Przez dwie kolejne noce przed ślubem jest więc pannie młodej i jej towarzyszkom kolorowo i słodko. Jest też gwarno i wesoło, nie brakuje ploteczek i żarcików, jak to na wieczorze panieńskim. Współcześnie i ten zwyczaj uległ uproszczeniu – na rynku jest mnóstwo gotowych szablonów, dzięki którym nakładanie henny nie trwa już godzinami, ale i tak zwykle zaprasza się zawodową kosmetyczkę. Na ceremonię mehndi panna młoda ubiera się w szaty w odcieniach zieleni, które ładnie współgrają z rdzawym brązem henny, i ozdabia się kwiatami i kwietną biżuterią. Kwiaty zresztą są nieodłącznym elementem weselnych dekoracji, ozdabia się nimi domy rodzin pana i panny młodych, wieszając również na fasadach, drzewach i gdzie tylko się da sznury elektrycznych lampek.
Tymczasem w domu pana młodego odbywa się ceremonia nazywana sehra bundi, choć w dzisiejszych czasach niewielu młodzieńców godzi się dobrowolnie na zawiązanie sobie na głowie sehra – uplecionego z kwiatów welonu zasłaniającego twarz. Równie niewielu jednak rezygnuje z ceremonii spełniającej rolę wieczoru kawalerskiego, jak również z tradycyjnego stroju i nieodzownej procesji do domu panny młodej. Nie jest to raczej zaskakujące, bo któż nie chciałby wyglądać jak książę z bajki? A tak właśnie dzięki tradycyjnemu ubiorowi prezentuje się pakistański pan młody.
Na koszulę i szarawary (salwar kamiz w wersji męskiej) pan młody narzuca sherwani coś w rodzaju żupana skrzyżowanego z kontuszem, głowę obwiązuje odświętnym turbanem, którego końcówka zwisa swobodnie tworząc rodzaj eleganckiego szala, a na stopy wkłada khussa – misternie haftowane ciżemki rodem z baśni o królewnach i królewiczach. W identyczny strój ubrany jest drużba (shah bala), młody chłopak z najbliższej rodziny pana młodego, najczęściej siostrzeniec lub bratanek. Gdy pan młody i jego „starszy” wyglądają już jak synowie sułtana, wyrusza uroczysta procesja złożona z rodziny i przyjaciół pana młodego. Ruszają po pannę młodą do domu jej rodziców, gdzie do tej pory przyjaciółki zdążyły przeobrazić ją w królewnę, pomagając włożyć bogato haftowaną jedwabną suknię nazywaną banarsi, przepiękny szal jamawar i niezliczoną ilość biżuterii zdobiącej nadgarstki, czoło, uszy palce i każdy widoczny kawałek ciała. Ale jeszcze zanim oblubieniec w otoczeniu swych towarzyszy porwie z domu rodziców oblubienicę, ma miejsce ceremonia religijna, która oczywiście odbywa się w meczecie i w zasadzie powinna być uznana za najważniejszy moment zaślubin. Ale natura ludzka na całym świecie jest jednaka i religijne z gruntu ceremonie przeobraża w barwny festiwal zmysłów, do którego zabiegi księdza-mułły-rabina są jedynie koniecznym dodatkiem. A w przypadku islamu ceremonia zawarcia małżeństwa ma charakter kontraktu cywilno-religijnego i wygląda nieco inaczej niż ślub znany nam z kościoła lub z Urzędu.
Ceremonia-kontrakt nosi nazwę nikah i odbywa się jakby obok wszystkich weselnych wydarzeń, w obecności duchownego, członków rodziny i dwóch świadków, najczęściej tego samego dnia, w którym ma nastąpić „przejęcie” panny przez pana młodego spod opieki rodziców. Wszyscy obecni podczas ceremonii, z wyjątkiem panny młodej, są płci męskiej. Po odmówieniu modlitwy państwo młodzi wyrażają wolę zawarcia związku małżeńskiego, przy czym panna może nawet nie otworzyć ust, gdyż znajduje się w męskiej części świątyni i może posłużyć się „pełnomocnikiem” mężczyzną, który mówi za nią. Duchowny ogłasza zawarcie małżeństwa, państwo młodzi podpisują papiery. Ważną sprawą jest również głośne określenie „posagu”, jaki pan młody ofiaruje pannie młodej na jej wyłączną własność. Darem tym nie muszą być pieniądze, ale jego wartość powinna być wymierna w twardej gotówce. Na zakończenie ceremonii państwo młodzi mogą (ale nie muszą) skonsumować wspólnie jakąś słodkość, np. daktyla. I kropka. Każde z młodych wraca do siebie. Na razie.
Najważniejszym momentem jest noc poślubna, która wydarza się po “uprowadzeniu” panny młodej, w specjalnie przygotowanej, często świeżo malowanej i udekorowanej kwiatami sypialni. Przedtem jednak państwo młodzi, po przybyciu do domu pana młodego, piją słodkie mleko albo jedzą kheer, rodzaj słodkiego deseru, oczywiście z jednego naczynia.
Po nikah, przed nocą poślubną i po nocy poślubnej jest kilka momentów dla prezentów. Pan młody ofiarowuje pannie młodej biżuterię (moon dikhai), teściowa obdarowuje ją sukniami i butami, goście weselni obdarowują obydwoje podarkami, zwykle w formie pieniędzy.A po nocy poślubnej to już tylko nieustająca uczta – walimah! Na uczcie, jak to na uczcie głównym bohaterem jest jedzenie. Na stole królują pyszne birjani, potrawy z tandura i słodycze, na przykład zabójczo słodkie gulab jamun. Nie ma za to alkoholu, bo islam zabrania jego spożycia.
Jak w szczegółach wygląda takie muzułmańskie wesele w Pakistanie zależy od zaangażowania religijnego zainteresowanych stron. Inaczej jest w przypadku rodzin ortodoksyjnych, gdzie mężczyźni i kobiety bawią się osobno i nie ma mowy o alkoholu. Inaczej bawi się średnio zaangażowana religijnie klasa średnia, gdzie na stole pojawia się, na modłę zachodnią, weselny tort i nierzadko, choć dyskretnie, przemycona whisky, bo jak sobie tłumaczą co sprytniejsi muzułmanie, Koran zabrania picia wina, ale o wódce nie wspomina ani słowa. Generalnie jednak uczty weselne są bezalkoholowe.
Jakkolwiek wyglądają pakistańskie wesela, łączy je to, co wszystkie wesela świata: piękne stroje, bogate dekoracje, najpyszniejsze potrawy, rodzinne zjazdy, których nie powstrzymają kilometry i granice. Wszak ślub bierze się tylko raz, przynajmniej w teorii. A ślub w Pakistanie to, jak utrzymują niektórzy, okazja do zobaczenia najpiękniejszych państwa młodych na całym bożym świecie, przynajmniej, jeśli chodzi o ślubny przyodziewek, bo z urodą osobistą to już różnie w życiu bywa.