Czasem wydaje nam się, że wszystko już wiemy, znamy, że nasza planeta nie skrywa już przed nami żadnych tajemnic, że nie ma już nic do odkrycia. Jakże złudne to mniemanie! Historycy, archeolodzy i antropolodzy wciąż dokonują nowych odkryć, może nie tak spektakularnych, jak odkrycie pochłoniętych przez dżunglę świątyń Khadżuraho, ale wciąż niosących z sobą garść tajemnic i szczyptę opowieści o pradawnych czasach.
Niektóre obszary Indii, na przykład stany północno-wschodnie, takie jak Nagaland, Assam, Tripura czy Mizoram to wciąż na wpół baśniowe krainy, w których las i góry od wieków pełniły rolę strażników tajemnic.
W pobliżu granicy z Birmą na terenie niewielkiego stanu Mizoram leży ukryta wśród gór i bujnych lasów wioska Vangcchia, której próżno szukać w Wikipedii. W Vangcchia od setek, a może od tysięcy lat spoczywają tajemnicze głazy, przywodzące na myśl celtyckie menhiry, a przynajmniej nie ustępujące im dostojeństwem i skrywanymi sekretami. Mieszkańcy wioski nazywają dziwne skupisko pokrytych rytami i inskrypcjami głazów „Kawtchhuah Ropuithe”, co w języku mizo oznacza „Wielkie Przejście”, cokolwiek miałoby się za tym kryć…
W lecie 2010 roku niejaki pan Rohmingthanga z INTACH (National Trust of Art and Cultural Heritage) zainteresował zabytkowymi kamieniami archeologów, jednak właściwe badania rozpoczęły się dopiero pięć lat później. Oprócz wspomnianych tajemniczych głazów na miejscu znaleziono także kilka drobnych artefaktów świadczących o dawnych mieszkańcach tego miejsca; były to głównie skorupy naczyń ceramicznych, węgiel drzewny, reszki organiczne oraz… fajka. Po pierwszych oględzinach stanowiska archeolodzy doszli do wniosku, że mają do czynienia z megalityczną nekropolią, być może największą zachowaną w tak dobrym stanie tego typu nekropolią na świecie. Jednak wkrótce odkryto coś jeszcze, coś, co zupełnie nie pasowało do koncepcji starożytnego cmentarza: 200-metrowy „pawilon wodny”, konstrukcję znaną również z wykopalisk w miastach mogolskich. Prostokątna sadzawka, obudowana ze wszystkich stron platformami, które mogły pełnić role rekreacyjne dla zażywających kąpieli, choć równie dobrze mogły być to platformy pralnicze. I jedna i druga teoria sugerowała jednak, że w pobliżu „menhirów” istniało jakieś ludzkie siedlisko – osada, wioska, a może nawet miasto – część zaginionej cywilizacji.
Kolejne ekipy archeologów odkryły 20 głazów ustawionych ręką nieznanego ludu i ozdobionych rytami przestawiającymi postaci ludzkie i zwierzęce, formy geometryczne, ale przede wszystkim liczne i dobrze zachowane inskrypcje w nieznanym języku.
Kolejnym fascynującym odkryciem w mizoramskiej wiosce okazała się Pipute Lamlian, jak nazywają ją miejscowi, czyli „Ścieżka Przodków”. Ścieżka biegnie przez całą wioskę rozgałęziając się w trzech kierunkach – na północ, południe i wschód. Usuwając warstwy ziemi, korzeni i roślinności badacze odkryli wytyczające ścieżkę kamienie, mniejsze niż menhiry Wielkiego Przejścia, ale również pokryte rytami przedstawiającymi kwiaty, ludzi i głowy bawołów. Dochodząc ku zboczom wzgórz ścieżka zmienia się w rodzaj grubo ciosanych kamiennych stopni. Dokąd wiodła Ścieżka Przodków i kiedy została zbudowana nadal pozostaje tajemnicą. Dla mieszkańców jest ona istniejącą od zawsze oczywistością, tak zwyczajną, że nawet nie obrosła w legendy. Choć nie do końca, gdyż istnieje legenda, że tajemnicze ścieżki i schody wiodą ku równie tajemniczemu i tajnemu przejściu przez góry, przejściu, z którego korzystali przed wiekami przodkowie dzisiejszych Mizoramczyków, migrujący z terenów dzisiejszej Birmy. Ta teoria nawet spodobała się naukowcom, gdyż kwestia migracji górskich ludów północnowschodnich Indii nadal pozostaje otwarta.
Odkrycia w Vangcchia pociągnęły za sobą kolejne rewelacje archeologiczne. Kolejne menhiry, ścieżki i jaskinie wyżłobione ludzką ręką odkryto w wioskach Farkawn, Lianpui, Khankawn, Khawbung i Vaphai. Ile jeszcze podobnych „znalezisk” czeka ukrytych pod płaszczem dżungli i usypiskami na górskich zboczach? Pewnie wiele, ale i te, które zostały już odkryte wciąż nie odpowiedziały na intrygujące badaczy najprostsze pytania. Nie ustalono, jak do tej pory, wieku tajemniczych menhirów, nie odczytano inskrypcji. Nie wiadomo, w jaki sposób wielkie kamienie z dolin rzecznych zostały przetransportowane w miejsca niedostępne i wysoko położone. Kim byli ludzie, którzy tego dokonali i którzy zostawili świadectwo swojego istnienia na powierzchni głazów? Pytania można mnożyć, ale każde kolejne sprawia, że mizoramskie monolity wydają się jeszcze bardziej fascynujące. Podobnie, jak kolejne odkrycia archeologiczne to w tym, to w innym miejscu wielkich Indii, sprawiają, że tajemnic tego ogromnego kraju wystarczy jeszcze dla kilku następnych pokoleń. A przed turystami i podróżnikami rozpościerają się wciąż dziewicze tereny pełne potencjalnych przygód i ukrytych w dżungli niespodzianek.