आमरस
Amras, czy aamras, bo „a” na początku jest długie (akcent na drugą sylabę), to najprostszy z przepysznych deserów indyjskich, który z powodzeniem możemy przygotować w domu. Podstawowym i, w wersji minimalistycznej jedynym, składnikiem jest mango. Mango można teraz kupić w każdym większym sklepie, ale te dostępne u nas najczęściej pochodzą z Brazyli. Do przygotowania dobrego „amrasu” najlepsze jest mango odmiany alphonso, najdroższe i uważane za najbardziej aromatyczne. Sezon na te owoce jest, niestety, krótki a sam owoc dość delikatny i nie wiem, czy w ogóle można upolować takie w Polsce. Musimy zadowolić się tym, co na sklepowych półkach. Warunek podstawowy; mango musi być dojrzałe, ale nie przejrzałe. Subtelną różnicę pomiędzy jedną a drugą formą istnienia mango nauczymy się dostrzegać już po kilku próbach. Mango niedojrzałe nie ma smaku, a przejrzałe traci aromat i konsystencję.
Mango zawiera sporo witamin i soli mineralnych oraz magniferynę, takie coś, co ma działanie przeciwzapalne, przeciwgrzybiczne i jakieś jeszcze anty. Jedzenie mango podobno spowalnia procesy miażdżycowe i zapobiega nowotworom. Mango jest pyszne, ale i bardzo słodkie, zwłaszcza dojrzałe. I uzależnia. Nie można mu się oprzeć, zwłaszcza, gdy ma się to szczęście, że przebywa się akurat w takim rejonie świata, gdzie właśnie trwa sezon na mango! Katastrofa. Trzeba się siłą za włosy odrywać od straganów. Nie da się opisać tego smaku, zapachu i konsystencji. Prosto z drzewa, dojrzałe w słońcu, a nie na pokładzie kontenerowca, pachnące jak… dojrzałe mango.
No, nic. Tak się tylko rozmarzyłam. Bierzemy mango, jakie wpadło nam do koszyka w supermarkecie. Jeśli nie jest zbyt dojrzałe, pozwólmy mu poleżeć. Potem obieramy, wyciągamy pestkę, kroimy w kostkę i blendujemy na gładko. Do lodówki, żeby się dobrze schłodziło i gotowe! To wersja minimalistyczna.
Teraz będzie wersja maksymalistyczna dla wyjątkowych łasuchów:
Bierzemy mango, obieramy, wyciągamy pestkę, kroimy w kostkę. Dodajemy odrobinę tłustego mleka (1 łyżka stołowa na jedno mango), albo słodkiej śmietany (niektórzy, choć – według mnie – jest to już zboczenie kulinarne dodają ghee), 1 łyżkę cukru trzcinowego na 1 mango, 1/3 łyżeczki mielonego kardamonu, kilka kłaczków szafranu. Wszystko blendujemy i schładzamy w lodówce.
Można dodać jeszcze rodzynki i prażone orzeszki nerkowca.
Amras zjadamy z puri albo ćapati albo po prostu ze zwykłym cieniutkim naleśnikiem. Najlepiej, gdy amras jest zimny a naleśnik gorący. Można też zagryzać suchym wafelkiem.
Aby rozpusta była zupełna, możemy pacnąć na amras wielki kleks bitej śmietany i posypać startą gorzką czekoladą. Wspaniale też smakuje z lodami waniliowymi, albo śmietankowymi.
Przygotowując amras pamiętajmy, że najważniejszy jest tu dojrzały aromat tego wyjątkowego owocu, jakim jest mango. Dodatki mają tylko ten smak podkreślić a nie zdominować.