Bywa w świecie kulinariów tak, że proste, żeby nie powiedzieć, ubogie posiłki, z nie do końca zbadanych powodów, stają się nagle popularne nie tylko wśród biedoty. Chłopski placek z pomidorową omastą podbił cały świat i trudno dziś wyobrazić sobie świat bez pizzy. Podobna historia, choć bez kariery światowej, przydarzyła się potrawie o nazwie panta bhat.
Jeśli z posiłku pozostaje trochę ryżu, raczej nie wyrzuca się go ptakom. W Bangladeszu resztki ryżu zalewa się zimną wodą i przykrywa. Zimna woda ma chronić przed zepsuciem (lodówka w wielu częściach świata jest luksusem), a przykrycie, przed robactwem. Woda powoduje też napęcznienie ryżu, co pozornie zwiększa jego pożywność i treściwość. Temperatura powietrza plus woda powodują lekką fermentację. Następnego dnia dodaje się do tego ryżu co się ma: sól, trochę chilli, cebulę, trochę oleju, sok z limonki albo zgoła nic i śniadanie gotowe. Czasem takie śniadanie musi wystarczyć na cały dzień ciężkiej pracy. Dobrze, jeśli po pracy można zjeść jeszcze jeden posiłek…
No i mamy prawie gotowe świąteczne danie na bengalski Nowy Rok. Pantę jedzą w tym dniu nie tylko ubodzy wieśniacy i miejska biedota. Jedzą ją wszyscy od premiera do pucybuta. Oczywiście z różnymi dodatkami. Nie za bardzo wierzę w to, że w bogatych rodzinach przygotowuje się noworoczną pantę z obiadowych resztek. Pewnie zalewają zimną wodą specjalnie w tym celu ugotowany ryż i odstawiają go na noc, by sfermentował.
Najpopularniejszym dodatkiem do ryżu jest bhorta – przypominająca curry pikantna ciapuga na bazie ziemniaków, bakłażana, dalu (soczewicy) albo skomponowana z samych niemal przypraw: czarnego kminku, gorczycy, chilli, posiekanej cebuli, oleju (często gorczycowego) i czosnku.
Do świątecznego posiłku, oprócz opisanego powyżej ryżu nędzarzy, podaje się wybraną, ulubioną bhortę oraz rybę. Ze względu na rzeczno-morsko-mokradłowy charakter krainy, ryby są posiłkiem popularnym i lubianym. Podobnie jak wszelkiej maści krewetki. Do noworocznej panty podaje się zazwyczaj kawałek ryby suszonej albo smażonej. Najczęściej przyrządzane są hilsa i ilish (ilisz), ale nie mam zielonego pojęcia, jak te okazy ichtiologiczne nazywają się po polsku i czy w ogóle mają jakieś nazwy. Są bardzo smaczne.
Piszę o tym daniu raczej z kronikarskiego obowiązku, nie dla zachęty do jego przygotowania. Nasz wigilijny groch z kapustą, czy (jeszcze gorzej) kompot z fasolą też raczej nikomu spoza naszej kultury nie przypadłyby do gustu. Co kraj to obyczaj.