Trudno nie zauważyć, że w ostatnim czasie wiele indyjskich filmów opowiada o silnych kobietach, pozwalając wyjść z cienia bohaterkom, które przez długi czas były jedynie pięknym, acz biernym obiektem westchnień bohatera. Siła nowych heroin nie musi oznaczać wcale ich fizycznej przewagi nad mężczyznami, chociaż i takie filmy powstają, czego przykładem jest chociażby mająca polską premierę 30 stycznia 2015 roku, a obecnie przypominana podczas różnych przeglądów, Nieustraszona Pradeepa Sarkara. Wbrew zapewnieniom dystrybutorów o unikatowości i świeżości filmu Nieustraszona, nie jest on pierwszą historią opowiadającą o odważnej i nietuzinkowej bohaterce. Przeciwnie, tego typu ekranowe opowieści istniały w Indiach zawsze, wystarczy przywołać chociażby przygody Nieustraszonej Nadii, bohaterki cyklu filmów z lat trzydziestych, nakręconych przez braci Wadia, niezłomną Radhę z Mother India (1957, Mehboob Khan), nie dającą sobie dmuchać w kaszę Basanti z Sholay (1975, Ramesh Sippy), waleczne księżniczki z filmów historycznych i wiele innych tego typu postaci. Współcześnie pojawiają się one znowu, po niemal dwudziestoletniej nieobecności, a jednym z ciekawszych przykładów prezentowania tego typu bohaterki, która wychodzi powoli z cienia i udowadnia, że nie jest pozbawiona wartości, jest English Vinglish (2012, Gauri Shinde). Film ten znalazł się na liście dzieł pokazywanych w ostatnim czasie polskiej publiczności przy okazji różnego rodzaju przeglądów najnowszego kina Indii, udowadniając tezę o całkowitej odmienności współcześnie powstających na subkontynencie filmów i ich bohaterek. Mające do zaprezentowania znacznie więcej niż wspaniała uroda bollywoodzkie heroiny zniknęły prawie całkowicie z ekranów w latach dziewięćdziesiątych, kiedy twórcy filmów skoncentrowali się na opowieściach osadzonych w wielopokoleniowej rodzinie, w której najważniejszymi wydarzeniami są kolejne śluby. Nowe kino i nowe bohaterki, chociaż należałoby je nazwać raczej zapomnianymi na jakiś czas niż nowymi, mogą się wydawać polskiemu widzowi zjawiskiem świeżym, większość wielbicieli kina bollywoodzkiego w Polsce koncentruje się bowiem właśnie na dziełach z ostatnich dwóch dekad, nie zauważając, że „nowe” trendy w popularnym kinie indyjskim często są powrotem do historii opowiadanych już wcześniej.
Bohaterką English Vinglish jest Śaśi (Sridevi), gospodyni domowa, żona zapracowanego biznesmena i matka dwójki dzieci. Mąż i dorastająca córka wytykają Śaśi nieznajomość angielskiego, która dla indyjskiej klasy średniej jest grzechem niemalże śmiertelnym. Śaśi otrzymuje zaproszenie od swojej siostry do Nowego Jorku i postanawia zapisać się na przyspieszony kurs angielskiego dla obcokrajowców. Poznaje tam osoby z różnych stron świata, które, podobnie jak ona nie znają tego języka, odkrywa też jednak ogromną różnicę między nowym środowiskiem a rodziną. Polega ona na tym, że nowi przyjaciele dostrzegają tylko pozytywne cechy u ludzi, podczas gdy indyjska rodzina szkaluje wszystko to, co odbiega od uznanych przez nią norm. Siła nie tylko bohaterki filmu Shinde, ale i wielu innych nowych bohaterek indyjskiego kina, tkwi w zrozumieniu własnej wartości, które sprawia, że stają się one bardziej autentyczne niż posągowe obiekty gorących uczuć bohatera, z jakimi widzowie mieli do czynienia przez ostatnie lata. Bohaterki walczące o swoje prawa pięścią, chociaż nierzadko inspirowane prawdziwymi postaciami, jak na przykład Sampat Pal Devi z Różowego Gangu, o której losach opowiada film Gulaab Gang (2014, Soumik Sen), czy pięściarka Mary Kom, której biografię nakręcił Omung Kumar w tym samym roku, to wzory którym trudno dorównać przeciętnej kobiecie. Kobiety pokroju Śaśi, czy Piku, tytułowej bohaterki filmu Shoojita Sircara z 2015 roku natomiast udowadniają, że zmiana dokonała się nie tylko w filmie, ale i w samych Indiach.
Śaśi przypomina inną współczesną indyjską heroinę, Rani z nakręconego dwa lata po English Vinglish filmu Queen (2014, Vikas Bahl). Obie zawiodły się na najbliższych (Rani została porzucona przez narzeczonego w przeddzień ślubu) i obie samotnie wyruszają za granicę. W przeciwieństwie do wielu wcześniejszych indyjskich filmów, które z upodobaniem kreśliły obraz zepsutego i zdegenerowanego Zachodu stojącego w wyraźnej opozycji do pełnego wartości, uduchowionego Wschodu – wystarczy przywołać chociażby klasyczny Purab aur Pacchim (1970, Manoj Kumar), Pardes (1997, Subhash Ghai), czy nawet Czasem słońce, czasem deszcz (2001, Karan Johar) – zarówno English Vinglish, jak i Queen pokazują zachodnie kraje w całkiem innym świetle. To otwartość Zachodu wydobywa z nieco zahukanych indyjskich kobiet ich prawdziwe oblicze i pozwala im w pełni docenić siebie. Nieprzypadkowo zarówno Rani, jak i Śaśi uwielbiają gotować, wkładając w tę sztukę całe serce. Niedocenione we własnym kraju, w którym przyrządzanie potraw, nawet najbardziej wymyślnych, traktowane jest jako mało prestiżowe zajęcie i obowiązek kobiety, Rani i Śaśi znajdują zrozumienie dopiero za granicą właśnie, gdzie ze zdziwieniem odkrywają nie tylko, że ich zwyczajne wydawałoby się zajęcie określa się odrębną nazwą, ale też, czy nawet przede wszystkim, że posiadają niezwykłe umiejętności, które docenione zostały odpowiednio przez włoskiego i francuskiego szefa kuchni, będących niekwestionowanymi autorytetami w tej dziedzinie. Zresztą, być może to właśnie artystyczna dusza sprawiła, że obie kobiety tak łatwo zdecydowały się otworzyć na obcą kulturę i potrafiły wydobyć z niej przede wszystkim elementy ubogacające. Nie bez przyczyny jeszcze inna, potrafiąca doskonale gotować, pozostająca w nieudanym związku indyjska bohaterka, Ila z filmu Smak curry (2013, Ritesh Batra), postanowiła pójść za głosem serca i zrealizować swoje marzenia, nawet za cenę rozpadu rodziny, przez długi czas będącej jedną z największych świętości indyjskiego kina.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby English Vinglish powstał poza Indiami, zakończyłaby go całkowicie odmienna puenta. Twórcy filmu pokazują wprawdzie swoim widzom zadziwiającą indyjską specyfikę, polegającą na tym, że mieszkańcy subkontynentu preferują używanie języka angielskiego, będącego całkowicie obcym, nad języki miejscowe, nie krytykują jednak do końca tej tendencji, a Śaśi musi opanować angielski żeby w pełni porozumieć się ze swoją rodziną, która zdaje się nie słyszeć głosu osoby mówiącej w hindi. W przeciwieństwie do innych uczestników kursu angielskiego, nie zamierza ona osiąść w Stanach Zjednoczonych, język ten, przynajmniej teoretycznie, jest jej więc potrzebny do funkcjonowania w Indiach. Starsza siostra Śaśi wyjechała do Nowego Jorku i, wspierana przez męża, nie tylko nauczyła się angielskiego, ale też podjęła pracę, dzięki której po jego śmierci mogła zapewnić godziwy byt swoim córkom. Śaśi musi opanować angielski żeby zasłużyć na szacunek męża i córki, którzy nigdy nie chcieli jej zrozumieć i nigdy nie byli dla niej wsparciem. Lekcje angielskiego, pobyt w nowym środowisku, a przede wszystkim adoracja ze strony przystojnego mężczyzny uświadamiają Śaśi własną wartość znacznie bardziej niż opanowany przy okazji język. W finale filmu Śaśi potwierdza zresztą swój dystans do nowo nabytej umiejętności, pytając w samolocie o gazetę w języku hindi. English-vinglish, angielski-srangielski zdaje się mówić wszystkim naokoło – chcieliście to się nauczyłam, ale to nie znajomość języka obcego decyduje o wartości człowieka.
[tekst: Tatiana Szurlej]